CENTRUM WARSZAWA

FALLA WARSZAWA – wegetariańska kuchnia na fali wznoszącej

Może powiecie, że zwariowałem, albo starzeję się, ale w ostatnim czasie coraz częściej sięgam po kuchnię wegetariańską. I wiecie co? Jest mi z tym bardzo dobrze. Z restauracji Falla Warszawa wyszedłem nie tylko oczarowany smakami, ale równocześnie bardzo najedzony. Niech ta Falla zaleje całą Warszawę!  

Oglądaliście film The Game Changers? Jeżeli jeszcze nie, to zachęcam. Robi wrażenie i daje do myślenia. Nie twierdzę, że po jego obejrzeniu przejdę na kuchnię wegetariańską, czy tym bardziej wegańską. Nie, zbyt lubię kulinarne eksperymenty, jestem ciekawy różnych smaków, kuchni, składników. Uwielbiam nabiał, wszelkiego rodzaju sery, jogurty, kefir. Od czasu do czasu mam ochotę na krwistego steka albo tatara. Kocham ryby i owoce morza. Cenię tradycyjną polską dziczyznę i drób – kaczkę, gęś czy perliczkę. Ale… zauważyłem, że w ostatnim czasie, sam z siebie, coraz częściej sięgam po kuchnię wegetariańską. Niedawno nadarzyła się doskonała okazja, żeby odwiedzić kolejne – po genialnym Shuku, i całkiem smacznych Bistro Eden i Cafe Miasto – wegetariańskie miejsce na mapie Warszawy. Wybór padła na restaurację Falla. Czy mi smakowało? Było prze-prze-pysznie!

Kolorowo, smacznie, sycąco, czyli co zjeść w Falli

W weekend gościliśmy przyjaciół z Brukseli, którzy są zadeklarowanymi wegetarianami. Na lunch poleciliśmy im menu degustacyjne w Youmiko Vegan Sushi. Wrócili zachwyceni, podobnie zresztą jak my kiedyś, więc jeśli tam jeszcze nie byliście, wiecie co macie robić 😉

Na kolację, już wspólnie, wybraliśmy się do zlokalizowanej przy ul. Oboźnej 9 restauracji Falla Warszawa. W sobotę wieczorem wszystkie stoliki były zajęte, ale po chwili zwolniło się dla nas miejsce (restauracja nie prowadzi rezerwacji). W zasadzie od samego początku czułem, że będzie dobrze. Może to kwestia przyjaznego, bezpretensjonalnego wnętrza, a może ogromnych weków z przeróżnymi kiszonkami, których jestem wielkim fanem. Jesteśmy w czwórkę, więc decydujemy się wziąć 2 przystawki do podziału, a następnie każdy po daniu głównym. I tu przestroga – porcje są ogromne, my w każdym razie nie byliśmy w stanie zjeść wszystkiego, a potrafimy zjeść całkiem sporo 😉 

Na początek na stół wjeżdża klasyka, czyli Ręka Fatimy (porcja przeznaczona jest teoretycznie dla 2 osób, ale śmiało najedzą się nią 3-4 osoby). Za 49 zł dostajemy fallele, 5 rodzajów hummusów, pikle, świeże warzywa, pieczone dodatki i gorące chlebki pita. Z menu sezonowego dobieramy na przystawkę jeszcze pieczonego kalafiora, podanego z sosem tahini, granatem, piklami i doprawionego świeżymi ziołami i orzeszkami (27 zł). Obie przystawki są wyśmienite, hummusy mają różne tekstury i smaki, kalafior zaskakuje swoim azjatyckim klimatem, a wszystko razem jest… bardzo, bardzo sycące. Na oddzielne słowo zasługują pikle – dla mnie to prawdziwy sztos! I to jaki zdrowy!

Na główne zamówiliśmy Vegan Mac’n’Cheese (27 zł),  oraz 3 rodzaje wrapów: Vegap (a’la gyros), Acapulco (a’la chili), oraz Kimchi. Ceny wrapów, a jest ich w menu więcej, wahają się od 18 do 26 złotych. Zamawiamy jeszcze frytki (7 zł) i  kotlet serowy (6 zł), który w zasadzie jest opcją do burgera, ale można go wziąć również jako dodatek. Jeżeli ktoś był w czeskiej Pradze, i jadł Smažený sýr, będzie wiedział o co chodzi.

Wszystkie wrapy wypadają bardzo dobrze (szacunek dla kucharzy zwłaszcza za wrapa a’la gyros, gdybym nie wiedział, że nie ma w nim mięsa, nigdy bym się nie domyślił). Są aromatyczne, pełne smaków, wyraziście przyprawione. Vegap i Kimchi wrap są dodatkowo dość pikantne, a jeżeli komuś mało ostrości, na stołach stoją sosy sriracha (ja dodaję go w domu niemal do wszystkiego). W kwestii wegetariańskiej odmiany klasycznego Mac’n’Cheese nie będę się wypowiadał, bo prawdę mówiąc nie lubię oryginału. Sądząc jednak po tym, w jakim tempie zniknął on z talerza naszego współbiesiadnika, źle chyba nie było. Dobrą robotę zrobiła podobno posypka z panko i konfitura z czerwonej cebuli. 

Dlatego z czystym sumieniem możemy polecić Wam każdą z pozycji, której spróbowaliśmy (podejrzewam że pozostałe wypadłyby równie dobrze). Jeżeli dodamy do tego jeszcze kieliszek wina (w rozsądnej cenie!) to mamy w zasadzie przepis na ucztę doskonałą. I z takim uczuciem wyszliśmy z restauracji Falla, dzierżąc jeszcze pod pachą “doggy bag” z pysznym niedzielnym lunchem. 

1 komentarz

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: