Staramy się zawsze oceniać miejsca jak najbardziej obiektywnie, ale tym razem się nie uda, bo to menu pokochałam jak mało które!
Ponieważ nie jestem wielką miłośniczką mięsa, często – nawet w bardzo dobrych knajpach – z menu do wyboru pozostaje mi niewiele pozycji. A jeśli restauracje nie zmieniają karty sezonowo, to po drugiej czy trzeciej wizycie nie zostaje mi do spróbowania już nic nowego. W Shuku jest inaczej. Tam menu jest skrojone pod osoby takie jak ja. Cała kuchnia jest wegetariańska, a wybór dań baardzo szeroki.

Shuk, siostra Mezze z Różanej, mieści się na Ochocie przy ul Grójeckiej. Wnętrze urządzone jest tak, że już po wejściu czujemy się jak w medinie gdzieś na Bliskim Wschodzie. Jest ładnie i stylowo i mimo października za oknem, tu czujemy się, jakby na zewnątrz było 45 stopni na plusie! Zawsze jest tłumnie (przynajmniej za każdym razem kiedy tu jesteśmy), a kelner już od progu z błagalną miną pyta: proszę powiedzieć, że mają państwo rezerwację? Mamy! I polecamy ją zrobić, bo ludzie czekają nawet w długiej kolejce na zewnątrz, żeby się tu dostać.


Kuchnia w Shuku bazuje na orientalnych smakach. Znajdziemy tu m.in. genialne mezze (pasty, zimne przystawki i gorące), burgery z halloumi, pide, shakshuki, bliskowschodnie frytki z za’atarem (mniam!). Są także bowle i sałatki, czy zupa z białych warzyw z pieczonym tofu. Moją ulubioną opcją na wieczór jest mezze trio (36 zł) – gdzie można stworzyć własną kompozycję trzech mezze. Wśród nich mamy hummusy, baba ghanoush, tabbouleh, falafele, pierożki (tunezyjskie i izraelskie)… jest w czym wybierać! Równie ciekawie wygląda karta napojów. Serwują tu różnego rodzaju wina, koktajle (autorskie i klasyczne), czy lemoniady (pyszna jest zwłaszcza ta orientalna).
Od 10 do 13 do Shuka możecie się też wybrać na śniadanie, zjeść tofucznicę czy inne smakowite wegańskie zamienniki typowych dań. Opcja dla dwóch osób kosztuje 43 zł. Możecie pokusić się też o śniadanie marokańskie (placuszku Baghrir podane z konfiturą, miodem, melasą z daktyla, oliwkami, jajkiem na twardo, marokańską sałatką, kozim serem, owocami i grillowaną bagietką), libańskie (hummus, oliwki, pomidor cherry, ogórek, halloumi, shanklish, falafel, baba ghanoush, labneh z za’atarem, pistacjami, miętą i granatem), tureckie (jajko poche na jogurcie, oliwki, ser kaymak z miodem, ser żółty, pomidor cherry, ogórek, dolma, sałata turecka z pieczywem), czy śniadanie izraelskie (jajko poche, hummus, mix sałat z granatem polane melasą z granata). Musicie przyznać, że wszystko brzmi genialnie.







Na warszawskiej mapie jest coraz więcej miejsc dla wegetarian, lub ludzi, takich jak ja, jedzących mięso bardzo rzadko. Podobno jesteśmy drugim miastem, po San Francisco, z największą ilością wegańskich knajp. Brawo, Warszawa! A Shuk jest dla mnie w ścisłej czołówce!